środa, 27 października 2010

Forma fizyczna jak i psychiczna na dzień dzisiejszy fatalna. Głowa mnie boli, żab i ucho mnie bolą, umysł mnie boli. Ale jutro mecz. Trzeba wygrać. Nie można przegrać. Chociażby dla trenera. Ale nie wiem, czy dam rade iść na lekcje. Wypiłem właśnie miętę i wmawiam sobie, że mi trochę lepiej.

wtorek, 26 października 2010

"Wplątany W Cudzą Pościel, W Cudze Sny..."

Przestałem wierzyć w jakikolwiek sens tego co robię. Nie widzę sensu i żadnych motywacji do nauki, może nie do wszystkiego, ale do chemii itd. to i owszem. Jakoś przestało mi zależeć na tym, co jest. Na codzienności. Potrzebuję jakiegoś odbicia. Czegoś nowego. Jakiegoś światełka w tunelu. Czegoś. No i jakoś na razie nie mogę. Siedzę w szkole po godzinach, bo nie chcę wracać do domu. Dzisiaj towarzyszyłem Zdunkowi, bo czekał na trening. Chociaż jakiś dobry uczynek, bo chłopak nie był sam.
W ogóle wszystko jest iluzją. Przecież to, jakim jestem w szkole odbiega od tego, jakim jestem poza nią. Nie tylko ta kwestia. Ja wiem, że mam kilka twarzy. Różnych. I chyba każdy tak ma. I jak ktoś stwierdził - "Łazarz, w ilu światach żyjesz? Bo ja naliczyłam 3...". Ech.

"OCALEJE MIMO TO...!"

poniedziałek, 25 października 2010

Tak... Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło...

Ślub był, impreza u Ani i Halika była. I tu, i tu była fajnie. Właściwie tyle. Zaszczytem było czytać drugie czytanie na ślubie Aldka i Kasi. Dzięki. Nowożeńcy byli wczoraj wieczorem z wizytą, przynieśli trzy piękne bukiety, posiedzieli, pogadali. Widać, że są szczęśliwi. Fajnie było na nich patrzeć.

Jakoś dziwnie się czuję. Tak od niedzielnego popołudnia wszystko jakoś przestało mieć większe znaczenie. Tzn. jakoś znudziłem się chyba tym, co jest. Ludzie mnie denerwują (choć dzisiaj spotkałem bardzo miłych). Nie to, żebym miał jakiegoś doła, nie. Zamierzam zacząć pracę wolontariacką w jakimś szpitalu - potrzebne mi to. Możliwe, że będę spotykać się z ludźmi, którzy według lekarzy nie mają już przed sobą wielu dni życia. Możliwe, że będę robić coś innego. Może w domu dziecka. Może jakiś ośrodek dla alkoholików i bezdomnych. Nie wiem, ale wiem, że jest mi to potrzebne.

No i chcę w końcu do domu. Do lasu, do ciszy, do spokoju. Czekając na weekend...
Staff nadal mnie rozwala.

niedziela, 24 października 2010

czwartek, 21 października 2010

"I światła szarego blask sączy się senny..."

Walczę właśnie z wypracowaniem na polski. Temat prosto z matury sprzed iluś tam lat, więc jakoś inaczej się pisze. A właściwie na razie próbuje zrozumieć i uporządkować informacje. Powoli do przodu.

Zachwyciłem się twórczością Staffa. "Deszcz jesienny", "sonet szalony", "Przedśpiew"... Niezłe, niezłe.

Wróciłem do zaniechanego zwyczaju czytania Biblii wieczorami. Od wtorku. Od Częstochowy. Nadal zachwyca mnie to, że jak bym przypadkowo nie otworzył Biblii, to i tak będzie tekst akurat dla mnie na dany akurat dzień i humor.

środa, 20 października 2010

Nie chcę

Mam absolutnie dość. Nie umiem chemii i co gorsza wcale nie chce zdawać jej na maturze. Tzn. bardziej nie chce mi się chyba po prostu robić coś związanego z chemią na studiach i potem po studiach. Wkurza mnie to, że nie wiem co ze sobą zrobić. A jest już 20 października. Zasrany 20 października. Do matury 6 miesięcy. Chrzanić maturę, nie chodzi nawet o zdanie jej, tylko zdecydowanie ostatecznie co chcę na niej zdawać, albo co po prostu muszę na niej zdawać i na jakie studia przez to iść. Czemu wcześniej to wszystko było jakieś łatwiejsze?

wtorek, 19 października 2010

Karkonosze, ach, Karkonosze...



Częstochowa

Pojechałem, zobaczyłem, wróciłem. Ciekawie było, trzeba rzec, że ciekawie i warto było. Najpierw reklama Dni Młodych w Madrycie i oczywiście zachęta do wzięcia udziału. Potem prelekcja księdza. Piotra Pawlukiewicza. Bardzo ciekawa. Widać, że gość wie jak rozmawiać z młodzieżą. Mówił płynnie, ciekawie, normalnie. Zjednał sobie tym przyjaźń zgromadzonych, bo oklaskom nie było końca. A potem wystąpił jeszcze przez chwilę ksiądz biskup Jarecki, którego lubię, więc nie mogę narzekać. Poszedłem do spowiedzi, byłem na Mszy św., razem z innymi maturzystami zawierzyłem się Maryi. No podobało mi się i już.


poniedziałek, 18 października 2010

Ciągle się włóczysz!

Racja. Włóczę się. Bez przerwy. To tu, to tam. Bo inaczej nie potrafię. Ja nie jestem stworzony do zamkniętej przestrzeni. I do jednej tylko przestrzeni. Za to do wielu przestrzeni, do wielu miejsc, do wielu ludzi. Ot, co. To może będę się włóczył, potem o tym pisał i jakiś walnięty wydawca mi za to zapłaci i będę miał za co żyć.

"Pole, polem dzikie pole, ale mam już plan..." - Czemu cały czas to śpiewam?

Karkonosze, ach, Karkonosze...

Dzisiaj rano wróciliśmy szczęśliwie z Karkonoszy. O szóstej rano byliśmy na dworcu Centralnym w Warszawie, z którego skierowaliśmy się do szkoły. Ale od początku.

Wyjazd jak zwykle w piątek wieczorem, pociągiem do Jeleniej Góry, z Jeleniej do Karpacza i w góry! Trasa właściwie taka sama jak ponad rok temu - z drobnymi różnicami. Pogoda cudowna, gdzieś do podejścia na Śnieżkę, gdzie spotkaliśmy na swojej drodze wielką chmurę, która skutecznie ograniczyła widoczność. Na Śnieżkę nie wszedłem, razem ze Stachem pilnowaliśmy plecaków reszty ekipy (dobra, spaliśmy przy nich). Byłem już na Śnieżce, więc nie żałuję. Zresztą nie przepadam za tą gorą. Potem długi marsz do schroniska i spać. Ale i po drodze i w schronisku ciekawe i miłe sytuacje.

Schodząc do schroniska, zauważyłem ciekawe odbicie w prawo, zielonym szlakiem. Odszedłem parę kroków i usiadłem na wystającym z ziemi kamieniu. Wokół gęsta mgła, poprzewracane drzewa, niektóre spalone, inne jeszcze zielone i dróżka niknąca we mgle. Piękne okoliczności przyrody skłoniły mnie żeby tam chwilę posiedzieć, popatrzeć i posłuchać. A słuchać mogłem... ciszy. Jeszcze nigdy w życiu nie siedziałem w tak absolutnej i niezakłóconej ciszy, jaką spotkałem w Karkonoszach. Nie drgnął żaden liść na drzewie, żadne źdźbło trawy, żadne zwierzę się nie odezwało. Pustka. Wspaniała i niepowtarzalna pustka. Mogłem tam siedzieć długo, mogłem tam nawet zostać. Ale trzeba było iść do schroniska, bo było już po zmroku.

A w schronisku przywitał nas "Wehikuł Czasu", zagrany i śpiewany przez wesołego pana. Oczywiście dołączyliśmy do niego, śpiewając "Pamiętam dobrze, ideał swój...". Zgraliśmy się idealnie. Spać mieliśmy w namiocie - nie spaliśmy, bo nie było miejsca żeby go rozstawić. Została więc podłoga w pokoju.

Pogoda w niedzielę była fantastyczna - na niebie ani jednej chmurki, jedynie potężny wiatr trochę uprzykrzał drogę. W drodze Szopen poprowadził grę RPG, w której braliśmy udział razem z Konradem i Michałem. Fajna zabawa.

Weekend był prze-fantastyczny, ja chce z powrotem w góry! Stworzyliśmy bardzo fajną ekipę, która prawie stale (a przynajmniej jej część) jeździ z panem Marianem w góry. Jest coraz ciekawiej.

Jestem piekielnie zmęczony. Dzisiaj dobiłem się treningiem z siatkówki. Tragedia. Może coś więcej napiszę jutro - do szkoły nie jadę. Za to do Częstochowy, prosić o jakieś rozjaśnienie w głowie i pokazanie dalszej drogi w moim przed i po maturalnym życiu.

czwartek, 14 października 2010

Medialni i nie tylko. Dzień Papieski 2010!

Dwie wiadomości

Dobra i zła. Zacznijmy od dobrej. Święto Edukacji Narodowej i ślubowanie klas pierwszych wyszło bardzo ładnie i wszyscy byli zadowoleni. Było jak miało być, a nawet lepiej. Po uroczystości dostałem gratulacje i podziękowania od nauczycieli, którzy stwierdzili, że naprawdę było bardzo pięknie. "Bardzo ładnie Łazarz, było super", "aż mi serce rosło jak tak mówiłeś" (to ciocia od kanapek i z szatni), a dyrektor stwierdził, nie do mnie osobiście, ale do pana Mariana, że "był to najlepszy dzień nauczyciela od bardzo dawna". Więc stres i praca przed 14 października nie poszły na marne.
Bardzo wielkie podziękowania należą się Dorocie, bez której nie było by tak pięknych kwiatów dla nauczycieli, dla wszystkich, którzy robili kartki-laurki, które zrobiły furorę wśród nauczycieli, dla wszystkich pierwszaków, którzy świetnie wywiązali się z wręczenia kwiatów i laurek odpowiednim nauczycielom, a także dla Izy, która wspierała mnie gdy chciałem rzucić to wszystko w diabły, i dla wszystkich, którzy w jakiś sposób przyczynili się do tego, że ten dzień był udany. Bardzo Wam wszystkim dziękuję!

A teraz wiadomość zła i smutna. Po dobrej grze przegraliśmy z Dąbrowskim 0:3 (23:25, 23:25, 22:25). Potrzebujemy psychologa. Bo zżera nas trema i stres w końcówkach setów. Przepraszam panie trenerze!

A jutro w góry. Kolejna dobra wiadomość.

wtorek, 12 października 2010

Życie

"Kiedy byłem w podstawówce, kazano napisać kim będę gdy dorosnę. Napisałem więc, że będę 'Szczęśliwy'. Powiedzieli, że nie zrozumiałem o co chodziło w zadaniu. Ja odpowiedziałem, że nie zrozumieli o co chodzi w życiu"

No właśnie.
Kupiłem dzisiaj internet, więc mam większe możliwości. Poza tym to siedzę i zastanawiam się o czym mam pisać. A muszę, jeśli chcę coś zdziałać w konkursie ELIOSA. A mam pustkę w głowie. A minuty lecą...

poniedziałek, 11 października 2010

X Dzień Papieski

No i jesteśmy już wszyscy po jubileuszowym Dniu Papieskim. A oto kilka informacji, co, gdzie i jak:

Dla mnie zaczęło się już w piątek - po raz drugi byłem w grupie "medialnej", więc w piątek mieliśmy małe zgrupowanie i krótkie szkolenie jak mówić i zachowywać się w obliczu kamery. A od soboty rozpoczęła się praca. Zostałem oddelegowany do krótkiego wejścia antenowego "na żywo" z Zamku Królewskiego, podczas rozdania nagród TOTUS. Gala jak zawsze piękna, fajne w niej jest to, że , możemy wejść "na salony". Normalnie nie mogę sobie porozmawiać z abp. Nyczem czy Gocłowskim. A tu proszę.

W niedzielę wielki finał, czyli koncert. Dzięki wspaniałej pogodzie ludzie dopisali i były prawdziwe tłumy. Zabawa też wspaniała, atmosfera cudowna.

Bardzo fajnie było spędzić weekend na Starym Mieście i w okolicach Zamku Królewskiego. Mieszkaliśmy w małym, bardzo przyjemnym hostelu tuż przy Zamku, więc wszędzie mieliśmy blisko. A i odkryłem tam super uliczkę, która przypomina wieczorem coś na wzór takiej średniowiecznej czy renesansowej uliczki miejskiej. Cudo. Lubię takie klimaty.

A teraz wróciliśmy do szarej rzeczywistości. Ściąłem włosy - to tak żeby was postraszyć :)

środa, 6 października 2010

Myśli niespokojne zataczają się po głowie...

Jak bardzo jestem wdzięczny Izie, dzięki której mogłem sobie dzisiaj przez chwilę porozmawiać z Mateuszem. Mateusz to przyjaciel z obozów w Sosnowym, na których jest uczestnikiem. Stałym bywalcem, można by rzec. Jak to dobrze jest usłyszeć czasami kogoś, kto zawsze jest szczęśliwy, zawsze z radością w głosie cię powita i powie, że do Biedronki ma daleko, więc Łazarz, nie mogę chodzić do Biedronki, a tam są dobre ciastka. Zachwycają mnie ludzie niepełnosprawni. Po każdym spotkaniu coraz bardziej. Cieszę się, że dzisiaj usłyszałem radosny głos Mateusza przez telefon. Bardzo. Było mi to potrzebne. Dzięki Iza!

Ze zniecierpliwieniem czekam na piątek. Właściwie to na jutro wieczór, bo jutro przyjedzie Kuba z Rzeszowa, a w piątek zacznie się już nasza misja medialna. Cieszę się, że znów zobaczę dawno nie widzianych przyjaciół.

A pogoda jest piękna, szkoda jej nie wykorzystać. Mam nadzieję, że jutro się uda.

Ciekawym doświadczeniem było spotkanie Komitetu Wyborczego Wspólnota i Dziękczynienie. Pierwszy raz wziąłem udział w czymś takim i nawet mi się spodobało. Fajnie zobaczyć jak wyglądają wybory od kuchni.

Co do reportażu - też było ciekawie, ale nie był to mój pierwszy raz przed kamerą, więc nie było to takie wielkie przeżycie. Widzę, że lepiej mi już wychodzi wypowiedzenie się przed kamerą, co jeszcze rok temu nie było takie wcale najłatwiejsze. Przemowy w Poniatówce, szkolenie medialne z Fundacji i występowanie przed kamerami rok temu podczas Dnia Papieskiego robią swoje.

p.s.: Tytuł postu również jest cytatem. Przypominam, że trzecim już, a jak na razie nikt mi nie powiedział z czego owe cytaty pochodzą. A podpowiem, że mają jedno źródło.

sobota, 2 października 2010

Ale w takich warunkach pogodowych mogę pracować:)




No i się dzisiaj porządnie...




...Narąbałem. A jakże, przyznaję się bez bicia, narąbałem się i już. A to, co z tego narąbania wyszło, widzicie powyżej. Hej!


piątek, 1 października 2010

Październik

"Zastrzeliłem się, październikiem w łeb..." - a jakże, nadszedł październik, koniec zabawy. Miałem się od października zacząć uczyć do matury. Zobaczymy jak to będzie. A cytat kolejny do rozwalenia:)

A ja już w domu, w Annopolu. Gwiazdy na niebie, koty na ziemi, pies gdzieś w krzakach. A koty rozbiegane, więcej ich, większe one i jakieś bardziej ruchliwe.

Stwierdzam definitywnie, że jestem szczęśliwym człowiekiem, który miewa problemy. A jakże. Szczęśliwy jestem, życie mam fajne, a problemy są i będą. Ale są też przecudni ludzie wokoło. Wokoło, naokoło i obok.

Nowy wymiar walki na stopy - walka na poduszki:) Gdzie my tą normalność zgubiliśmy?