wtorek, 27 kwietnia 2010

Z tego wszystkiego zapomniałem o Vademecum. Jak zwykle udane oczywiście. Pogoda znów dopisała, słońce świeciło, żadnych chmur. Cudownie. W kościele bardzo ładnie, stroje szlacheckie robiły swoje. No i spotkałem człowieka, który jest przyjacielem pana Mariana - jaki ten świat mały. No i spotkałem starych znajomych z gimnazjum. Przy okazji mogłem się też wyszaleć tańcząc z paniami z Koła Gospodyń Wiejskich, nie sądziłem, że one aż takie ruchliwe :-) No co tu dużo pisać? Trzeba tam po prostu być, żeby to poczuć :-)
Umieram. Poszedłem dzisiaj do szkoły tylko dlatego, że miał być sprawdzian z chemii. Nie było, bo pan Q o nim zapomniał. No ale chociaż odwiedziłem Fundację, w której już dawno nie byłem. Co by się nie działo, jak bym się nie czuł - tam zawsze jest wspaniale. To obecność tych przyjaznych ludzi tworzy z tego miejsca niezwykły kąt. A szedłem tam z kiepskim nastrojem, różne rzeczy ten nastrój powodowały, ale w Fundacji od razu o wszystkim zapominam i po prostu się cieszę. Jak to dobrze, że tam trafiłem. Dzięki mamie.
Ogólnie rzecz biorąc to nie czuję się najlepiej, mogę zaryzykować stwierdzenie, że jestem chory, mimo że nie mam gorączki. Ale kaszel i kater męczą mnie niemiłosiernie. Dlatego jutro do szkoły się nie wybieram, pouczę się jeszcze trochę do chemii, którą będziemy mieli w czwartek o ile pan Q nie zapomni :-)
Poza tym to dzisiaj oficjalnie zostałem przewodniczącym samorządu szkolnego. Hip hip hura. Może nie wszyscy są zadowoleni (mam tu na myśli jedną z moich nauczycielek), ale ja już się postaram żeby osoby, które nie chcą mnie na tym stanowisku zmieniły zdanie. Nie mam pojęcia jak to właściwie mam zrobić, ale coś się wymyśli jeszcze. Czekam też na pomysły z zewnątrz :-)
Tyle z ciekawszych rzeczy, idę dalej umierać.

wtorek, 20 kwietnia 2010

Dzisiaj cudowny dzień po prostu. Po szkole poszedłem do lasu, pobiegać trochę.W lesie spotkałem innego gościa, który też biegał. Akurat wybrał taką samą trasę jak ja, więc najpierw ja biegłem z przodu, jakieś 50-70 metrów przed nim, a z powrotem za nim też jakoś 50-70 metrów. Strasznie fajnie mi się biegało, tak rześko i lekko i w ogóle genialnie. Pogoda świetna, forma jak się okazuje też nie najgorsza. Spotkaliśmy się na końcu naszego biegu, porozciągaliśmy razem, pogadaliśmy i wróciliśmy do miasta. Fajny gość bardzo, można było z nim bardzo miło pogadać. A i mieszka niedaleko, więc pewnie jeszcze nie raz się w lesie spotkamy.No i w ten miły sposób przebiegłem ponad 9 kilometrów i jestem z siebie dumny :-)

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Weekend minął, znów mamy szkołę. A weekend bardzo udany, noc z piątku na sobotę spędziłem u kolegi, żeby w sobotę pojechać do Poznania, spotkać się z Karoliną (następstwa ESM z początku roku). Czemu nie wykorzystać wolnego weekendu? Dzień bardzo mile spędzony, oboje opaliliśmy sobie twarze poznańskim słońcem, które świeciło bez przerwy od rana do wieczora. Aż się wyjeżdżać nie chciało. A w niedzielę odwiedziłem babcię i Boruciaków, którzy wypominają mi, że o nich zapomniałem :-) Tata na blogu pisał o wyborach samorządowych. Będę już w nich mógł glosować, więc zabiorę głos. Sprawa kandydatów jest bardzo ważna, nasz wójt potrzebuje mocnych przeciwników, a takimi zdecydowanie są tak mama jak i Piotrek. Mama to oczywiście olbrzymie doświadczenie, Piotrek to młodość i świeżość. Gdyby te dwie postacie mogły współpracować ze sobą już na poziomie gminnym to Strachówka byłaby jedną z najlepszych gmin w Polsce. Wystarczy spojrzeć na metamorfozę szkoły. Z zapomnianej podstawówki i gimnazjum, gdzie nic się nie działo, a uczniowie mieli, brzydko mówiąc, wszystko gdzieś, przemieniała się w Zespół Szkół im. Rzeczpospolitej Norwidowskiej, z olbrzymią liczbą projektów, dofinansowań z Unii, szkołą do której chce się chodzić. Panuje tam zupełnie inna atmosfera niż kiedyś, jak ja byłem w gimnazjum to nie było miło, teraz jest po prostu super.

Męczę dalej moje opowiadanie, mam 16 stron i nie zapowiada się na rychły koniec. Sam nie wiem co z tego będzie, ale jak na razie to moje największe pisarskie przedsięwzięcie. Trzymajcie wszyscy kciuki.

środa, 14 kwietnia 2010

Rano nie sądziłem, że wyprawa do Strachówki będzie aż tak udana. Na niebie były chmury, zbierało się na deszcz, jednak gdy dojechałem do Strachówki, zza chmur wyszło wspaniałe, wiosenne słońce i pogoda zrobiła się wyśmienita na okoliczność sadzenia dębów. Od razu po wejściu do szkoły dostałem aparat i zarządzenie, że zamiast nieobecnego taty mam robić zdjęcia. Z dziennikarza stałem się dziennikarzem-fotografem. Nareszcie mogłem dzierżyć szkolny aparat, którego nigdy do ręki nie dostawałem. A tu cały dzień przede mną, wszystko w moich rękach :-) Msza była bardzo ładna, szczególnie udane było kazanie księdza proboszcza o patriotyzmie, jedno z ciekawszych jakie od ks. Andrzeja słyszałem. Poczty sztandarowe też wyglądały bardzo okazale, co dodawało jakby całej uroczystości powagi. Pierwszy dąb wylądował przed gminą, został zasadzony, ale niewiele dowiedzieliśmy się o osobie, za pamieć której dąb ten posadzono. Inaczej było pod szkołą, gdzie miałem możliwość czytania zapisków Andrzeja Króla i kartki od Kazimierza Jackowskiego, wysłanej już z niewoli. Wszystko miało taki podniosły charakter i było po prostu bardzo wzniosłe, jeśli można tak powiedzieć. Wszystkiego dopełniło przedstawienie przygotowane przez panią Emilię, las katyński jaki wyrósł na sali gimnastycznej robił ogromne wrażenie, świece wokół i gimnazjaliści czytający fragmenty listów i pamiętników ofiar, recytujący wiersz "Guziki" Herbert, całość była po prostu niesamowita i mogę szczerze powiedzieć, że był to najlepszy program jaki dotychczas widziałem. Tym większe pokłony dla pani Emilii, trochę żałowałem nawet, że nie działo się to wszystko za czasów kiedy to ja byłem w gimnazjum, żebym mógł stanąć pomiędzy tymi krzakami i recytować wiersz lub przytaczać wspomnienia ofiar i ich bliskich. Było pięknie po prostu, takich rzeczy brakuje mi w liceum, to chyba jedyna rzecz, której w Poniatówce jest za mało.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Dzisiejszy dzień w szkole był inny niż zawsze. Właściwie nie mieliśmy lekcji, a zaczęło się od apelu i chwili ciszy za ofiary katastrofy w Smoleńsku. Pan dyrektor powiedział parę słów i zarządził minutę ciszy. Pierwszy raz w naszej szkole udało się osiągnąć tak przejmującą ciszę. To była zdecydowanie prawdziwa cisza, niezakłócona zupełnie niczym. Potem była jedna normalna lekcja, na trzeciej nauczycielka nie przyszła, bo miała jakąś dyskusję w pokoju nauczycielskim. My w tym czasie mogliśmy powitać naszą koleżankę z klasy, która wróciła do szkoły po półrocznej przerwie. Potem wyszliśmy wszyscy na mszę świętą, do kościoła przesuwanego. Po raz pierwszy cała szkoła w niej uczestniczyła (może z wyjątkiem kilku osób). Na początek roku w kościele jest pustka, dzisiaj było pełno ludzi. Po mszy żadnych lekcji już nie było, niektórzy poszli do domu, niektórzy nauczyciele nie byli w stanie prowadzić lekcji. Przy okazji bardzo przyjemnie udało mi się porozmawiać z panią Mazurkiewicz, o tym co się stało i wymienić uwagi. Jak to dobrze mieć w szkole zwyczajnych nauczycieli, z którymi po prostu można porozmawiać i to o wszystkim. Niestety pana Q nie mogę zaliczyć do tej grupy. To był zupełnie inny dzień, żałoba narodowa zaczęła organizować mi czas, dzisiaj chociażby nie było treningu z siatkówki, możliwe że w weekend nie odbędzie się zaplanowany turniej. Jutro będę robił za dziennikarza, jadę do Strachówki na uroczyste zasadzenie dębów za dwie ofiary z Katynia, w których jest nasz pradziadek Jackowski. Działa mi oczywiście na nerwy hipokryzja naszej telewizji i dziennikarzy, jeszcze kilka dni temu wszyscy opluwali pana prezydenta, teraz wynoszą go na ołtarze. Oglądałem TV cały weekend, mam szczerze dość. Dla mnie nie ważne jest kto tam zginął, ważne że aż 96 osób. Wiadomo, że śmierć prezydenta to bardzo ważne wydarzenie i tragiczne, ale trzeba na ofiary spojrzeć jak na zwykłych ludzi, a nie na urzędy jakie piastowali, bo to ludzie zginęli, a nie urzędy. Miejmy też nadzieję, że to co się stało zbliży Polaków i Rosjan, a z tego co pokazują nam media wynika, że jesteśmy na dobrej drodze do porozumienia. Chociażby fakt, że Rosjanie zobaczyli wczoraj film "Katyń" i myślę, że większość z rosyjskiego społeczeństwa dowiedziała się już, że to nie Niemcy zabijali Polaków w Katyniu. Ta tragedia ma coś na celu, może właśnie jest momentem zacieśnienia relacji z Rosją?

sobota, 10 kwietnia 2010

Tydzień przeleciał szybko. Wróciłem po świętach do Legionowa, tutaj po staremu. Babcia czuje się dobrze, teraz zasnęła w fotelu. W szkole też po staremu, ostatnio wygraliśmy kolejny mecz w rozgrywkach klasowych w siatkówkę, z klasą pierwszą chemiczno-fizyczną. Dzisiaj miałem jechać do kolegi na 18-tkę, ale z wiadomych przyczyn tego nie zrobię. Dzisiaj pierwszą wiadomością jaką usłyszałem po wstaniu z łóżka była informacja o katastrofie w Smoleńsku. Nie będę tego komentować, wolę pomilczeć. O 18 jest msza w Katedrze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie, możliwe, że się wybiorę.

czwartek, 1 kwietnia 2010

We wtorek zostałem oficjalnie kandydatem na przewodniczącego szkoły. Koledzy załatwili potrzebne podpisy i mam. Teraz czeka mnie debata:-) To dopiero będzie śmieszne, ale i na to moja cudowna klasa ma plan:-) A w środę wróciłem do Annopola, tutaj przygotowania do Wielkanocy. Tyle.