Przestałem wierzyć w jakikolwiek sens tego co robię. Nie widzę sensu i żadnych motywacji do nauki, może nie do wszystkiego, ale do chemii itd. to i owszem. Jakoś przestało mi zależeć na tym, co jest. Na codzienności. Potrzebuję jakiegoś odbicia. Czegoś nowego. Jakiegoś światełka w tunelu. Czegoś. No i jakoś na razie nie mogę. Siedzę w szkole po godzinach, bo nie chcę wracać do domu. Dzisiaj towarzyszyłem Zdunkowi, bo czekał na trening. Chociaż jakiś dobry uczynek, bo chłopak nie był sam.
W ogóle wszystko jest iluzją. Przecież to, jakim jestem w szkole odbiega od tego, jakim jestem poza nią. Nie tylko ta kwestia. Ja wiem, że mam kilka twarzy. Różnych. I chyba każdy tak ma. I jak ktoś stwierdził - "Łazarz, w ilu światach żyjesz? Bo ja naliczyłam 3...". Ech.
"OCALEJE MIMO TO...!"
Chcesz odbicia? Przyjedź do Bolonii na pare dni. Poznasz ludzi, którzy te problemy mają za sobą. Respect, że się tak odkrywasz w internecie.
OdpowiedzUsuńSprawy sercowe? To pierwsze pytanie.
OdpowiedzUsuńPotem myśl druga, obserwacje życiowe - z czasów legionowskiej katechezy. Kazdy/a (raczej y niż a) licealista w ciągu czterech lat życia w szkole średniej miał jakis rok gorszy (buntu?). Przyjmowałem to za normę i tak tłumaczyłem rodzicom. Szkoda was. Dlatego cieszę się, że mam już 57 lat :)
Ktoś z zewnątrz powiedziałby może "zmień repertuar". Zmień, jeśli możesz. Są bardziej optymistyczne teksty ;)
Dementuje plotki, jakobym miał problemy sercowe. Umysłowe - ok. Sam nie wiem jakiej natury jest mój "problem". Może ja po prostu potrzebuję odpoczynku. Od codziennej rzeczywistości. Od ludzi. Od szkoły. Od wyborów. Nie wiem, bywa lepiej, bywa gorzej. Ja się cieszę i się nie cieszę, że mam 18 lat. Dwie strony medalu.
OdpowiedzUsuń