piątek, 29 kwietnia 2011

na gorąco

No i nadszedł ten dzień. Dzisiaj, oficjalnie zakończyłem moją edukację szkolną i zostałem człowiekiem z wykształceniem średnim. Z jednej strony powód do radości, jednak z drugiej strony powód smutku i tęsknoty. Ale dzień był piękny. 

Emocja jakie mi dzisiaj towarzyszyły były nie do opisania. Od rana był lekki stres i szybka organizacja uroczystości, kwiatów i wszystkiego innego, co jak zwykle na ostatnią chwilę robione było. Zaczęło się. Zmiana warty przy sztandarze, ostatni wspólnie odśpiewany hymn, przemowa dyrektora. Zastanawiałem się kiedy do mnie trafi, że to już koniec. Nagrody się sypały, kolejne osoby podchodziły i je odbierały, a ja siedziałem i zastanawiałem się czy dam radę wyjść i podziękować wszystkim. Łatwo nie było.

Przede wszystkim rozkleił mnie medal, który otrzymałem (wciąż się zastanawiam, czy aby rzeczywiście mi się należał) no i widok stojących ludzi z moich dwóch klas, bo i do klasy C i do klasy B byłem równomiernie przywiązany, klaszczących i szczerzących do mnie zęby. Prawda jest taka, że oczy miałem pełne łez i po raz pierwszy w życiu, tak naprawdę szczerze się wzruszyłem. Ale trzeba było odetchnąć i podziękować. Z tych słów, które powiedziałem, jestem zadowolony najbardziej, tzn. najbardziej z tych wszystkich powiedzianych na forum szkoły, jako przewodniczący. Bo one płynęły tak prosto z serca, tak naturalnie, bez żadnych przeszkód. Serce bolało, ale jednak w pewnym sensie się cieszyłem - przekazanie roli przewodniczącego było takie radosne, cieszyłem się, że Stasiek teraz będzie działać, że ma tyle energii i zapału. No i było bardzo przyjacielskie, z "misiakiem" na koniec. 

Emocje wielkie, smutek, radość i wiele innych, których nie jestem w stanie nazwać (przepraszam Mizin, wciąż nie nauczyłem się uczuć nazywać). Wiem, że Poniatówka i ludzie, których w niej i przez nią poznałem, byli i są  niesamowici. A medal należy się moim koleżankom i kolegom, bez których nawet przez minutę nie byłbym przewodniczącym. 

Wiem jeszcze, że dorosłem i dojrzałem przez te trzy lata. 

Więc jeszcze raz: DZIĘKUJĘ!


niedziela, 17 kwietnia 2011

misterium

Dzięki babci przeżyłem wczoraj wieczorem Misterium Męki Pańskiej w Warszawie. Poznańskie Misterium, które po raz pierwszy było wystawiane w stolicy. Dzięki babci, bo gdyby nie ona, to nic bym o tym nie wiedział. A tak, ubrałem się, wyszedłem z domu i pojechałem. I nie żałuję ani trochę, bo to było duże przeżycie. 

Misterium odgrywane było na Służewcu, przy torach wyścigów konnych. Miejsce nie było przypadkowe, bo organizatorzy chcieli, żeby widzowie stali, a spektakl odbywał się wśród zieleni. Po paru słowach reżysera i abp. Nycza wszystko się zaczęło, przy pięknym, bezchmurnym niebie, na którym jaśniał księżyc. 

Kilka razy przeszły mnie ciarki po całym ciele. Sam początek, gdy Jezus wkraczał do Jerozolimy, oświetlony z tyłu przez wielki reflektor, scena ostatniej wieczerzy, gdy wszyscy aktorzy nagle zastygli na kilka sekund i wyglądali jak na obrazie Leonarda da Vinci. No i scena ostatnia, gdy Jezus Zmartwychwstały spotyka się z papieżem Janem Pawłem II. Wszystko to robiło duże wrażenie. 

Przepiękna była gra świateł; czerwone drzewa podczas aresztowania Jezusa, zielonkawa poświata podczas ostatniej wieczerzy, gdy Jezus błogosławił chleb i wino, blask bijący z wrót Jerozolimy podczas przyjścia Jezusa i podczas Zmartwychwstania, światło oświetlające ludzi z serca wielkiego wizerunku Jezusa Zmartwychwstałego, który zawisł nad torami wyścigowymi na koniec. Wszystko dopełniał księżyc, wiszący nad Jerozolimą przez cały czas. 

Piękny spektakl. 

wtorek, 5 kwietnia 2011

jazz w kościele

Od niedzieli uczestniczę w Jazzowych rekolekcjach u ojców Dominikanów na Służewie. Mimo, że daleko, to i tak jeżdżę, bo warto. Zacznijmy od niedzielnego spotkania. 

Idea tych rekolekcji jest prosta: połączyć wielkopostne przygotowanie do Wielkanocy z muzyką jazzową. Ktoś się spyta: a co ma wspólnego jazz i kościół? Ano, jak się okazuje, wiele. W niedzielę msza św. o godzinie 20.15 zgromadziła mnóstwo ludzi. Byli również muzycy jazzowi - kontrabasista i pianista. Rekolekcje są prowadzone przez o. Andrzeja Hołowatego, który jest świetny, bo:
a) ma fantastyczny głos, którego aż chce się słuchać (nadawał by się na hipnotyzera) 
b) wie, co chce powiedzieć
c) mówi to
d) kończy
e) łączy słowo rekolekcyjne z muzyką rewelacyjnie
f) jest nieźle obeznany z filozofią i potrafi mądrości filozoficzne wpleść w swoje kazania

Niedzielne spotkanie było poświęcone chaosowi. Jak mówił Nietzsche "swój chaos trzeba opanować". No i ojciec Andrzej mówił o tym chaosie ludzkim i o tym, że bez pomocy Boga opanować się go nie da. Co ciekawe, o. Andrzej cytuje Nietzschego, który przecież był przeciwnikiem chrześcijaństwa. Plus dla niego, bo nie boi się korzystać z różnych źródeł. Wszystko to idealnie oddawała muzyka - całkowita improwizacja, chaotyczna ale i bardzo przyjemna dla ucha. Chaos w człowieku - chaos w muzyce. 

Wczoraj było trochę inaczej. Msza św. odbyła się normalnie, o. Andrzej powiedział kazanie (krótkie, treściwe, sensowne!), a dopiero po mszy nastąpiła cześć rekolekcyjna. Tym razem grał już cały zespół, była perkusja, pianino, kontrabas, saksofon. Numer muzyczny, słowo o. Andrzeja, numer muzyczny, słowo o. Andrzeja, i znów numer muzyczny. Tym razem było o schematach. " Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: "Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?" 14 A oni odpowiedzieli: "Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków". 15 Jezus zapytał ich: "A wy za kogo Mnie uważacie?" 16 Odpowiedział Szymon Piotr: "Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego" [...] Wtedy surowo zabronił uczniom, aby nikomu nie mówili, że On jest Mesjaszem."  (Mt. 16, 13-16) o. Andrzej zaznaczył, że Piotr został przez Jezusa pochwalony za swoją odpowiedź, jednak później zakazał uczniom mówić o nim. Tak więc chodziło o to, że są pytania absolutne, ale nie ma absolutnych odpowiedzi. Nie można więc zamknąć Jezusa w schemat  "Mesjasza", tylko wciąż trzeba pytać i odpowiadać na pytania o istotę wiary. Tak jak nie można schematycznie patrzeć na ludzi i tkwić w jednym przekonaniu na temat danego człowieka. Oczywiście muzyka tutaj również pasowała idealnie - Jazz nie jest schematyczny, szczególnie wczoraj, przy wykonaniu "Maryjo królowo Polski", które w żaden sposób nie było podobne do oryginału. Tak więc schemat został złamany. 

Co jeszcze mi się podoba w tych rekolekcjach? 
a) kościół jest wielki, majestatyczny, surowy i piękny jednocześnie
b) konfesjonały są ustawione w oddzielnym pomieszczeniu, które jest genialne po prostu (jakoś nie potrafię opisać) 
c) czuć taką wspólnotę jak na spotkaniu Taize - wszyscy siedzą na podłodze i nikomu to nie przeszkadza

Jeszcze, co mi się skojarzyło. Może to za duże porównanie, ale jak o. Andrzej mówi z ambony, a tuż pod nim siedzi grupa studentów, to wygląda to jak kazanie Jezusa na górze. 


Jak by nie spojrzeć, podobieństwo jest. Tyle, że o. Andrzej jest łysy i bardziej przypomina tego gościa:



Nie ważne, jak wygląda, ważne że mądrze gada. Tyle o rekolekcjach. Jutro i w środę również się wybieram. Ale, jak widać, rekolekcje wcale nie muszą być nudne i nużące. 

piątek, 1 kwietnia 2011

pamięć

Facebook, mimo swoich wad, ma też zalety. Chwilę temu dostałem zaproszenie do znajomości od dziewczyny, którą poznałem w Postaszowicach, a z którą spędziłem raptem dwa obozy wakacyjne. Postaszowice i Pupki. 5 i 4 lata temu. Szmat czasu. A tu proszę, jeden przycisk myszki i tyle wspomnień nagle wraca... Pamiętam z tych czasów momenty, wydarzenia, fragmenty... jednak nie pamiętam nazwisk, imion... w głowie zostały raptem trzy. A teraz... Chciałbym odnowić te znajomości, może jedną, może dwie, nie wiem. Ale jestem nieźle nakręcony. I jak jedno takie wydarzenie potrafi człowieka poruszyć. Nie zasnę teraz. 

Bronisław i Aleksander

Szkoła, spotkanie z prezydentem Komorowskim, kilka słów dla telewizji i do domu. Ot, typowy dzień ważnej persony. Czyli mnie. A było to tak...

Więc spotkanie z prezydentem rzeczywiście się odbyło, a to z okazji jutrzejszej rocznicy śmierci papieża Jana Pawła II. Prezydent chciał się spotkać, my (my, czyli stypendyści FDNT - "żywy pomnik Jana Pawła II") się chcieliśmy spotkać, więc spotkanie się odbyło. Dzisiaj w pałacu prezydenckim. A wrażenia to mam takie:

Pan prezydent utwierdził swój dobry wizerunek w moich oczach. Był przede wszystkim "ludzki", taki normalny facet, ojciec pięciorga dzieci, człowiek na stanowisku, a nie stanowisko na człowieku. O czym mówił? Ano padło parę pytań, kim chciał zostać w młodości, jak chciałby pomagać rodzinom wielodzietnym w Polsce (!!!), o spotkania z papieżem. Więc najważniejsze: rodziny wielodzietne. Pan prezydent stwierdził, że jego marzeniem jest aby "rodziny liczne składały jeden wspólny podatek". I w sumie tyle, a poza tym rodziny wielodzietne są bardzo ważne i stanowią kapitał ludzki, ponieważ mamy w Polsce niż demograficzny. Trudno się z nim nie zgodzić. Często życzy się ludziom "spełnienia marzeń", więc tego życzę panu prezydentowi. Poza tym prezydent chciał zostać leśnikiem, a papieża spotkał przy organizowaniu jednej z jego pielgrzymek do Polski. 

Kilka słów dla telewizji polskiej też było, w sumie nic nowego, tylko fundacyjny standard "powiedz coś o sobie, skąd się w Fundacji wziąłeś i co ci ona dała". Na luzie. Ale dobrze jest poćwiczyć przed kamerą, a nuż będzie mi to w pracy kiedyś potrzebne? (sobie też życzę spełnienia marzeń). 

Był Bronisław, był też Aleksander. Jackowski. Też osobistość nie byle jaka. U wuja byłem we wtorek, miło było go zobaczyć po długiej przerwie. Pogadaliśmy, wypiliśmy herbatę. Podoba mi się to, że z kontaktów praktycznie żadnych przeszliśmy na kontakty tak przyjacielskie. Wydaje mi się, że mogę się już zaliczyć do jednego z jego "młodych przyjaciół". Oczywiście wuj wyraził ponownie swój zachwyt osobą mojej mamy, której to teraz przekazuję, co by przypomnieć, że wuj mamę naprawdę podziwia. 

To wycinek z dwóch spotkań. Ale ludzi ciekawych spotykam codziennie, nie myślcie sobie, że to tak od święta. Codziennie w szkole, w domu, na ulicy (niektórych nie znam, ale ufam, że są ciekawymi ludźmi). Potencjał ludzki. Tak to się teraz mówi. Tak więc ja ten potencjał ludzki widzę wokół siebie, myślę że też takim jestem. Fajnie być potencjałem.