poniedziałek, 25 października 2010

Tak... Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło...

Ślub był, impreza u Ani i Halika była. I tu, i tu była fajnie. Właściwie tyle. Zaszczytem było czytać drugie czytanie na ślubie Aldka i Kasi. Dzięki. Nowożeńcy byli wczoraj wieczorem z wizytą, przynieśli trzy piękne bukiety, posiedzieli, pogadali. Widać, że są szczęśliwi. Fajnie było na nich patrzeć.

Jakoś dziwnie się czuję. Tak od niedzielnego popołudnia wszystko jakoś przestało mieć większe znaczenie. Tzn. jakoś znudziłem się chyba tym, co jest. Ludzie mnie denerwują (choć dzisiaj spotkałem bardzo miłych). Nie to, żebym miał jakiegoś doła, nie. Zamierzam zacząć pracę wolontariacką w jakimś szpitalu - potrzebne mi to. Możliwe, że będę spotykać się z ludźmi, którzy według lekarzy nie mają już przed sobą wielu dni życia. Możliwe, że będę robić coś innego. Może w domu dziecka. Może jakiś ośrodek dla alkoholików i bezdomnych. Nie wiem, ale wiem, że jest mi to potrzebne.

No i chcę w końcu do domu. Do lasu, do ciszy, do spokoju. Czekając na weekend...
Staff nadal mnie rozwala.

2 komentarze:

  1. Nastroje? Można z nimi polemizować, np. zgłębiając tożsamość. Jedność życia, nie troistość. Troistość dobrze wygląda w Trójcy Świętej i w estetycznych kanonach (trójpodział często występuje w sztukach plastycznych, ale i czasami w filozofii, np. marksistowskiej dialektyce - teza, antyteza, synteza, byle nie proteza :)

    A w domu zawsze się coś znajdzie do rąbania.

    OdpowiedzUsuń
  2. o kurczę, a skąd Ty się tu wziąłeś? chociaż może nie powinnam wątpić w humanistę z chem-fizu :)

    miło nie być samą w obnażaniu się przed obcymi

    ps. fajny pomysł z wolontariatem. mam nadzieję kiedyś pracować w takim miejscu. takim ludziom potrzebna jest pomoc, ale czasem to oni dają więcej nam. właściwie, zawsze.

    OdpowiedzUsuń