wtorek, 29 marca 2011

Jasiek chwalił się Blechaczem, a Łazarz nie gęś, też swojego Partykę ma!

poniedziałek, 28 marca 2011

moje El Dorado

Weekend w domu spędzony nigdy nie jest straconym. Co prawda nie posunąłem się w przygotowaniach do matury ani o centymetr (tak, w domu się nie uczę), ale za to troszkę odpocząłem i znów poczułem naturę blisko siebie. Wczoraj pograliśmy z chłopakami w piłkę (błotną), dzisiaj zrobiłem sobie mały spacer wszerz, wzdłuż i wzwyż. Wszerz i wzdłuż wiadomo, wzwyż - no cóż - nie mogłem sobie odmówić wejścia na kilka drzew. Raz spadłem do małego bajorka nawet, mocząc nogi, plecy, tyłek. Znów poczułem się jak za starych, dobrych czasów. Oczywiście pobawiłem się też z Remim, nie mógł bym tu być i nie poczochrać psa (bydlak przywlókł niedawno sarnę do domu, a jak do niego podejść to tylko leży na plecach i  robi głupie miny...). 


No i obejrzałem "Drogę do El Dorado" - bajkę, której mi brakowało na półce z podpisem "obejrzane". No i cóż, efekty widać na fb i blogu - Elton króluje :) Po pierwsze: utożsamiłem się bardzo z bohaterami "Drogi...", bo byli to typowi podróżnicy, może z nie do końca czystym sumieniem, ale jednak podróżnicy, dla których przygoda była ważniejsza niż pieniądze. To mi się bardzo spodobało. Poza tym, przyjaźń dwóch Hiszpanów, którzy wszystko robią razem, nie jest częstym motywem, tzn. nie przypominam sobie bajki o dwóch przyjaciołach (nie mówię tu o Bolku i Lolku). No i piosenka "Someday out of the blue" Eltona John jest cudna, taka... pobudzająca. Poruszająca wyobraźnię. I mimo, że może jest troszkę "bezpłciowa", jak to był stwierdził Mizin - jest taka radosna i aż chce się wyjść na zewnątrz i przeżyć coś szalonego. Czekam dlatego na mój rower - jak już go zdobędę, to będzie zabawa. 

No i słowa "I'll turn and I'll see you" tak ładnie brzmią i pasują do mojego odczucia, o którym już kiedyś pisałem, i które czasami jeszcze mnie ogarnia - czyli o odczuciu samotności. A ten tekst ma w sobie tyle nadziei, tyle radości (to powtórzenie jest celowe!). Tak więc nie rozstaję się dziś z Eltonem. A jutro wracam do Legionowa, nie mogę niestety zostać do środy. 

środa, 23 marca 2011

coś się kończy, coś się zaczyna

Dekadentyzm pełną parą. Choć może nie do końca. Bo dekadentyzm to strach przed nowym - ja się nowego nie boję, ale z kolei zaczynam tęsknic za starym. Czyli za Poniatówką. Co prawda jeszcze tej szkoły nie skończyłem, ale niebawem stanie się to faktem. Każdego dnia coś się kończy i zamyka. Ostatnio rozegrałem ostatni mecz w barwach Poniatówki, zakończyłem karierę reprezentanta sportowego szkoły na piłce ręcznej - mecz był godnym pożegnaniem. Cudowną zabawą, szalonym dopingiem kibiców, morderczym pościgiem za przeciwnikiem. Skończyło się porażką, 16:17, ale bywają porażki bardziej spektakularne od zwycięstw. Ta porażka właśnie taka była. Jutro wybory samorządowe - koniec mojego urzędowania na stołku Przewodniczącego. Choć dzisiaj dostałem propozycję pracy na pół etatu - w przyszłym roku odwiedzał bym szkołę i prowadził różne uroczystości :-) Ostatni turniej międzyklasowy - wciąż trwa, czeka nas ćwierćfinałowy mecz siatkarski. Nasz ostatni klasowy wyjazd - w kwietniu, przygotowanie do matury z chemii.

Trochę skłamałem tym, że się nie boję nowego. Boję się, że się wszyscy rozjedziemy, że pójdziemy na studia, nie będziemy mieli czasu na częste spotkania, niektórzy wyjadą do innych miast. Tego się boję.

Kurczę, chyba zaczynam podsumowywać te trzy lata. A nie chcę jeszcze tego robić. Wiem chociaż, że były to dobre lata.

No i tyle, wracam do nauki. Trzeba jakoś zdać tę maturę.

środa, 16 marca 2011

biegać!

Pierwsze wiosenne bieganie już za mną - czuję się fantastycznie. Czas trochę rozruszać mięśnie po zimie. Run!

czwartek, 3 marca 2011

O dziennikarstwie słów kilka...

Ostatnio zwracam większą uwagę na oglądane reportaże/wiadomości, słuchając radiowych audycji. Czemu? Może dlatego, że kiedyś też chcę tak pracować. Dzisiaj oglądałem u babci "Qadrans Qltury" - bardzo lubiany przeze mnie program, w którym młoda dziennikarka opowiada o różnych kulturalnych imprezach, wystawach malarskich itd. Kino, teatr, muzea. Tym się mniej więcej zajmują. Bardzo mi się ta forma programu podoba, szczególnie dziennikarka, która mówi płynnie, mówi ładnym językiem, bez zacięć, bez jąkania. Super sprawa, porównując do najpopularniejszych programów, gdzie panuje ciągły krzyk i często dziwnie przekształcony język polski. Dzisiaj podczas wywiadu z Małyszem zszokowało mnie jedno: gdy Adam zaczął mówić, że na pewno znalazło by się kilku wrogów w jego karierze, dziennikarz (Heller?) odpowiedział "oj tam, oj tam". Popularne stwierdzenia, które wywodzi się z chamskiego i durnego dowcipu i ma raczej oddźwięk pejoratywny. Nie sądziłem, że zawodowy dziennikarz używa aż takich kolokwializmów. Dla mnie to jest niepojęte.

Z innej strony jeszcze: praca radiowa mnie zaczęła ciekawić. Tak siedzieć, mówić do mikrofonu, słać swój głos w eter, wiedząc, że jest trochę ludzi na świecie, którzy tego słuchają... Super sprawa. Dziennikarz to jest jednak ciekawa robota.

Odwiedzili nas dzisiaj Kasia z Aldkiem. Bardzo fajnie ich spotkać, tacy uśmiechnięci, radośni. Widać, że cieszą się bardzo małżeństwem, są tacy wobec siebie serdeczni, aż miło popatrzeć. No i bardzo przyjemnie czas spędziliśmy, trochę bardziej uroczysty wieczór (wczoraj imieniny babci), przy kolacji, winie i pączkach. Bardzo fajne urozmaicenie tych zwykłych, monotonnych wieczorów.

Dość chaotyczny ten post, ale zasłonię się tym, że jestem zmęczony.

wtorek, 1 marca 2011

Non omnis moriar

Fascynujące... wiersz, który na pierwszy rzut oka jest bez sensu i jest niezrozumiały, po przeanalizowaniu staje się... sensowny i klarowny! Coraz bardziej podobają mi się te przygotowania do matury ;-P

Ciągle słyszę (choć też zdarza mi się powiedzieć), że "umrę, nie dam rady". A ja non omnis moriar!