środa, 29 września 2010

Różności

Mam już dość szkoły. Coś nowego, nie?

Zapomniałem ostatnio wspomnieć o naszych wspaniałych koordynatorach z Wioski - Mariuszu i Mateuszu. Obaj są studentami, pedagogiki specjalnej jeśli się nie mylę. No i tak nas zaganiali do pracy. Bardzo fajni ludzie, z dużym poczuciem humoru. Żebym zawsze miał takich przełożonych to będzie super:)

Jutro sprawdzian z chemii, w piątek z fizyki. Nic to ciekawego, ale jak ktoś pyta "co u Ciebie?" to jakoś zawsze mówi się o szkole, więc ja piszę. A dzisiaj byłem u babci Zosi, która stwierdziła, że jestem za lekko ubrany, więc wyszedłem od niej z kilkoma swetrami, kilkoma parami ciepłych skarpetek i kurtką. Kto, jak kto, ale babcia zawsze o ciebie zadba.

Zimniej się robi, pada, podobno ma być śnieg niedługo. Gdzie jest polska złota jesień? Przydałaby się. A tak, ponuro, mokro, zimno. Beznadzieja.

Dzisiaj w szkole chociaż Taniec Belgijski zatańczyliśmy, więc było trochę zabawy. Teraz co środę zamierzamy tańczyć jakiś taniec na przerwie długiej, niekoniecznie Belgijkę. Dobry to pomysł, dobra zabawa i fajne odprężenie między lekcjami. No i nie jest aż tak nudno.

Temat na ustną maturę z polskiego już jest: "Przedstaw różnorodne sposoby wykorzystania motywu labiryntu w wybranych tekstach
kultury. Odwołaj się do dzieł literackich, malarskich i/lub filmowych." No cóż, do pracy, rodacy! Zamierzam skończyć prezentację najpóźniej do końca listopada, żeby potem mieć spokój. Zobaczymy jak mi to wyjdzie.

No i co tu jeszcze dodać? Na weekend jadę do Annopola. Podobno jest drewno do porąbania - dobrze, rąbanie drewna mnie odpręża i uspokaja.

"I niby wszystko jest, tak jak powinno być..." - skąd to cytat? pozostawiam do odgadnięcia:) No niby wszystko jest jak być powinno. No i jest. Chyba.

poniedziałek, 27 września 2010

Powrót

Mam nareszcie chwilę czasu, żeby uzupełnić braki na blogu. Nazbierało się trochę i teraz trzeba to uporządkować. Gdzie skończyłem? Dałem znać, że nie będzie mnie ani w domu, ani na blogu, bo zaczyna się Olimpiada Specjalna. Więc zacznijmy od Olimpiady.

Zostałem przydzielony do pracy na Wiosce Olimpijskiej na SGGW. Dokładnie na stanowisku Kafejki Internetowej. Jak się później okazało, byłem wszędzie po trochę. Ale zaczęło się już wcześniej, bo w piątek i sobotę pomagałem w rozkładaniu sceny na Festiwal, ustawianiu stanowisk w namiocie Wioski itd. Oficjalne otwarcie Olimpiady było w sobotę wieczorem, na stadionie Legii. Wydarzenie piękne, atmosfera na stadionie wspaniała, wrażenia wizualne cudne. To była jedna wielka feta. Wszyscy się cieszyli, sportowcy, wolontariusze, kibice. Ktoś musiał sprzątnąć wszystko z murawy Legionistów, więc zostaliśmy razem z Michałem i Stachem w nocy, żeby pomóc ekipie demontażowej. Mimo że praca ciężka, zimno, mokro, a do domu daleko – było bardzo przyjemnie. Panowie z ekipy bardzo sympatyczni. A od niedzieli rozpoczęła się praca właściwa.

Naszym zadaniem było zapewnienie zawodnikom dobrej zabawy po ciężkim dniu zawodów. W namiocie Wioski mieliśmy mnóstwo atrakcji: Chillout Room, Kafejka Internetowa, Studio Wizażu, Kącik Gier, Kącik Malarski, Gry i zabawy sportowe, dyskoteka i karaoke. Jak widać, wybór był duży. Nasze stanowisko było właściwie non stop zajęte. Wszyscy chcieli skorzystać z Internetu, a największą popularnością cieszył się oczywiście Facebook, który odwiedzało około 95% użytkowników komputerów. Byli też ludzie, którzy chcieli tylko i wyłącznie „Pacinki” (po rosyjsku tego nie napiszę), byli tacy, którzy chcieli sprawdzić pocztę, ale nie wiedzieli na jakim serwerze ją mają, byli tacy, którzy po prostu patrzyli w monitor. Wszystkim trzeba było dogodzić, każdemu pomóc jeśli miał jakiś problem. Bardzo fajne zajęcie, jak się okazało, bo można było poznać i zaprzyjaźnić się w wieloma osobami. Ja bardzo miło wspominam dwóch Rosjan (którzy byli bardzo rozrywkowi i mieli mnóstwo energii), dwóch Niemców, z których jeden wykazywał się talentem muzycznym, a z drugim uczyłem się liczyć po niemiecku, Greczynkę, która wyznała mi miłość, dziewczynę z Kazachstanu, która chciała pomocy tylko i wyłącznie ode mnie, Greka, którym trzeba było się zaopiekować, zaprowadzić do punktu malowania twarzy, włączyć jakąś grę, trzymać za rękę, kiedy malowano mu twarz i ogólnie się nim opiekować i wielu innych, o których nie napiszę, ale których pamiętam i za nimi szczerze tęsknię.

Co mnie urzekło w całej tej zabawie? Radość bijąca od sportowców i ich opiekunów, życzliwość dla innych ludzi, której tak brakuje ludziom pełnosprawnym, zadowolenie z życia i wyników sportowych, jakie by one nie były. Miałem co prawda kontakt z osobami niepełnosprawnymi już wcześniej, ale nie w takim natężeniu i takiej liczbie. Utwierdzam się w przekonaniu, że powinniśmy uczyć się od nich jak cieszyć się z życia i jak traktować innych ludzi.

Bezcenne jest też wspomnienie starszych pań z Włoch, z jedną z których zatańczyłem wolny taniec przy dźwiękach „Wonderful World” -------, a od drugiej dostałem dwa buziaki w oba policzki. Ech, ci Włosi…

Oczywiście wolontariusze byli wykorzystywani do wszelakich prac, a to coś przenieść, a to coś zmontować, a to coś rozmontować. Mogę się pochwalić, że nawet pomalowałem pewnemu panu twarz, gdy dziewczyny ze stanowiska „Malowania Buź” miały przerwę na obiad. No i nie najgorzej mi to wyszło.

Zabawa, ludzie, atmosfera, życzliwość, radość, szczęście, uśmiech, uściski, pocałunki, rozmowy na migi, wspólne gry, rywalizacja – mogę wymieniać jeszcze wiele słów, które oddają klimat tych Igrzysk. Myślę, że będę jeszcze do nich wracać, bo jest o czym pisać.

A teraz z innej beczki. W piątek wieczorem, a właściwie już w sobotę pojechaliśmy w Beskid Żywiecki z panem Marianem. Co tu dużo pisać – jak zwykle super zabawa, świetni ludzie, piękne widoki. Razem ze Stachem, Michałem, Heleną i Olą spaliśmy pod namiotem, na polance tuż przy gęstym lesie, z gwiazdami i czerwonym księżycem nad głowami. Miejsce było fantastyczne, spało się też nie najgorzej. Ale tp jeszcze nie koniec – za trzy tygodnie Karkonosze!

W tej chwili to wszystko. Jest o czym pisać, więc jeszcze tu wrócę. Przepraszam wszystkich za tak długa przerwę – sami rozumiecie, czasu żeby usiąść przy komputerze było niewiele.

No i jeszcze jedno: jestem zadowolony z „Władcy Marionetek”. Naprawdę zadowolony.

piątek, 24 września 2010

Przelotem

Skończyły się Igrzyska Olimpiad Specjalnych. Wczoraj było uroczyste zamknięcie. Dzisiaj jestem już w domu, ale niedługo, bo jadę wieczorem w góry. Było cudownie, ale na obszerniejszy post musicie jeszcze chwilę poczekać, bo się trochę śpieszę. Po niedzieli, obiecuję, dowiecie się co i jak i gdzie :)

czwartek, 16 września 2010

Odpoczynek w lesie

Długo nie pisałem. Nie, żebym nie miał o czym, po prostu nie miałem internetu. Nadal nie mam, ale teraz jestem w Annopolu, więc jednak mam :)

Normalnie nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że od jutra będę pracował na rzecz Olimpiady Specjalnej, która to od soboty będzie odbywać się w Warszawie. Jadę pomagać w organizacji Festiwalu i Wioski Olimpijskiej. A od niedzieli już praca w samej Wiosce:) Ale będzie wydarzenie!

A od wczoraj jestem na małych wagarach. Rano jeszcze miałem iść do szkoły, ale dostałem propozycję nie do odrzucenia, więc do szkoły nie poszedłem. Mianowicie byłem na grzybach z Izą i jej mamą. Dawno już grzybów nie szukałem, więc był to taki mały powrót do lasu. No i super zabawa. A po południu pojechałem do Annopola - w szkole i tak nic ciekawego się nie dzieje, bo nauczycieli najważniejszych nie ma. No i tak sobie siedzę:)

Napisałem ostatnimi czasy dwa opowiadania. Jedno czeka na lepsze czasy (na powtórne przeczytanie i poprawki), no i jedno już chyba definitywnie skończone. To drugie jest bardzo osobiste, trochę jak spowiedź. Rozmowa mnie... ze mną. I przeznaczone jest jak na razie dla jednej osoby.

Dzisiaj była taka ładna pogoda. Po porannym deszczu świeciło słońce, wiał silny wiatr, a z drzew leciały liście. Na niebie chmury, ale nie zakrywające słońca. Ślicznie oświetlone. Widok z łąki obok - dzisiaj cudowny.

czwartek, 9 września 2010

Nie poszedłem dzisiaj do szkoły. Rano słabo się czułem, więc stwierdziłem, że lepiej będzie zostać. Posprzątałem pokój i potem siedziałem i pisałem (z małymi przerwami) opowiadanie. Kontynuuje opowiadanie "Kruk", które zacząłem w Sosnowym. Dość dobrze mi się pisało i tak większość dnia mi minęło. Wieczorem może jeszcze coś dopiszę.

Z testu robionego ostatnio dzięki cioci, wynika że powinienem być w przyszłości lekarzem psychiatrą. Ciekawe.

poniedziałek, 6 września 2010

Poniedziałkowy wieczór przy komputerze

Poniedziałkowy wieczór. Siedzę sobie przy biurku i słucham COMY. Właśnie rozwiązałem "Zeszyt oceny/przewodnik planowania wykształcenia i kariery zawodowej", który dostałem od cioci Marysi. Zaskoczenia nie ma - co sama ciocia stwierdziła - na takim samym poziomie wyszło mi, że należę do typu badacza i typu społecznego. No i troszkę artystycznego. Według cioci (a jest to osoba kompetentna) taki wynik cechuje... filozofów. Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Typ społeczny - po mamie i po tacie zresztą też. Typ badawczy: to po tacie. Filozof? A jakże, bo jak tatę inaczej scharakteryzować? No i teraz pytanie: co robić? Ja zgadzam się z moimi wynikami - jak najbardziej wszystko wyszło tak jak powinno i tak jak mi się zawsze wydawało, że powinno być. Zresztą obserwator z zewnątrz, czyli ciocia, potwierdza. Podoba mi się praca badawcza - tyle, że dużo tam pracy. Lubię też pracę społeczną - lubię pomagać innym, lubię poznawać nowych ludzi. Był kiedyś okres, że myślałem (nie mówię, że całkowicie wyrzuciłem to z głowy), że chciałbym prowadzić lub pracować w ośrodku dla bezdomnych/alkoholików. A jakże. Miałem i będę miał jeszcze dużo różnych pomysłów. Ostatni to praca dziennikarza, czy felietonisty. Taaaa.

Ogólnie to wróciłem do szkolnej rutyny - szkoła, prace domowe (nie chce mi się!). Jeszcze przytłacza myśl, że należałoby uczyć się do matury. A w domu wieczory w pokoju. Przy książce, przy komputerze (w którym nie mam nic do robienia - internetu nie ma, jakoś nie mogę się zebrać żeby coś napisać), przy oknie. Czasami tak siedzę i przez okno wyglądam, co prawda nie mam jakiegoś wspaniałego widoku z niego (blok z naprzeciwka nie jest jakiś okazały), ale jest chociaż parę drzew. No i jest niebo, też można się pogapić.

Co do mojego zdrowia, to na chwilę obecną jestem lekko przeziębiony - mam katar, ciągle jest mi zimno. Bywa i tak. Pogoda sprzyja przeziębieniom. Co do zdrowia psychicznego - wiadomo, wiele się nie zmienia. Całkiem normalny nie jestem, a jakże. Trochę jak kobieta w ciąży - mam skoki nastojów. Ale kto nie ma?

Jeszcze wrócę do szkoły na chwilkę. Dzisiaj widzieliśmy się z naszym ex-wychowawcą panem Kuśmierczykiem. Mimo wszystko - szkoda trochę, że odszedł.

Pytanie o kierunek studiów powraca jak bumerang i coraz mniej miejsc mam żeby się przed nim ukryć. Atakuje z każdej strony, nauczyciele, rodzice, koledzy, nawet mój mózg się upomina. No i weź tu odpowiedz. Jak ja nie wiem. Nie ciągnie mnie jakoś bardzo na studia politechniczne, chemiczne czy coś w ten deseń. Co prawda jest co całkiem ciekawe (a przynajmniej niektóre działy) no i oczywiście to jest jakaś przyszłość - "będziesz kiedyś głową rodziny!" - jak to mawia pani Mazurkiewicz. Niby chcę zrobić jakieś dwa kierunki, zacząć na polibudzie i robić też coś na uniwersytecie. Bo ja chcę pisać. Ale nie tak dla siebie tylko - gazety i inne takie jak najbardziej. Do końca września mam widzieć co zdaję na maturze - ja chyba już wiem, ale może coś jeszcze muszę zdać, żeby na jakieś ciekawe studia się dostać? Eeeeee.

No i nic mi z tych rozmyślań nad klawiaturą nie wyszło. No, wyszedł dość pokaźny post na bloga. Chociaż tyle, aż tyle.

piątek, 3 września 2010

Weekend!

Rok szkolny już się zaczął, lekcje już są, no i ja mam też już dość. Niesamowite, że po trzech dniach raptem, no ale że uczniom się nie chce to raczej typowe. No, ale mamy już weekend. Więc zajechałem do domu, chociaż na jedną dobę. Pewnie przez najbliższy czas (obawiam się, że może nawet ponad miesiąc...) nie będę mógł do domu wrócić, więc trzeba korzystać.

Poznałem dzisiaj nowego nauczyciela chemii - mimo że pana Kuśmierczyka już nie ma, to i tak czuć, że on wszystkim kieruje. Nawet pan nowy to potwierdził, przytaczając nam swoisty "testament" pana Kuśmierczyka dla nas przeznaczony - "jeśli chcecie zgłaszać nieprzygotowania, to znajdźcie sobie szkołę, gdzie wam je uwzględnią... Kartkóweczki będą się odbywać odwrotnie proporcjonalnie do szybkości przyswajania przez was wiedzy..." itd. itd. No cóż, jaki pan Kuśmierczyk by nie był - nauczycielem był świetnym. Zobaczymy jak będzie teraz.

A w niedzielę turniej streetbasket w Legionowie, więc sobie pogramy:)

środa, 1 września 2010

W poniedziałek wielkie wydarzenie. XXX lecie Solidarności. Święto jak najbardziej udane, wszystko było piękne. Niezwykłym fenomenem cały czas jest dla mnie to, że aż 5 osób przyjechało do Strachówki z mojej szkoły, z okolic Warszawy! Coś niesamowitego.

Dzisiaj rozpoczęcie szkoły. Całkiem miło było, powitania po 2 miesiącach wakacji, uściski, rozmowy...Wesoło było na rozpoczęciu, taka luźna uroczystość, ja powiedziałem parę słów, trochę się wszyscy pośmiali, a Posia z uśmiechem na twarzy przekazywała mi bezgłośnie "uspokój się", "zachowuj się" :) Fajnie było.

A teraz wracam do normalności. Po długiej przerwie, pierwszy w tym roku szkolnym, samotny wieczór w pokoju. Babcia zaśmiewa się na jakimś filmie. Byłem na zakupach, zrobiłem jakieś zapasy na najbliższe dni. Wracamy do codzienności.