Poniedziałkowy wieczór. Siedzę sobie przy biurku i słucham COMY. Właśnie rozwiązałem "Zeszyt oceny/przewodnik planowania wykształcenia i kariery zawodowej", który dostałem od cioci Marysi. Zaskoczenia nie ma - co sama ciocia stwierdziła - na takim samym poziomie wyszło mi, że należę do typu badacza i typu społecznego. No i troszkę artystycznego. Według cioci (a jest to osoba kompetentna) taki wynik cechuje... filozofów. Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Typ społeczny - po mamie i po tacie zresztą też. Typ badawczy: to po tacie. Filozof? A jakże, bo jak tatę inaczej scharakteryzować? No i teraz pytanie: co robić? Ja zgadzam się z moimi wynikami - jak najbardziej wszystko wyszło tak jak powinno i tak jak mi się zawsze wydawało, że powinno być. Zresztą obserwator z zewnątrz, czyli ciocia, potwierdza. Podoba mi się praca badawcza - tyle, że dużo tam pracy. Lubię też pracę społeczną - lubię pomagać innym, lubię poznawać nowych ludzi. Był kiedyś okres, że myślałem (nie mówię, że całkowicie wyrzuciłem to z głowy), że chciałbym prowadzić lub pracować w ośrodku dla bezdomnych/alkoholików. A jakże. Miałem i będę miał jeszcze dużo różnych pomysłów. Ostatni to praca dziennikarza, czy felietonisty. Taaaa.
Ogólnie to wróciłem do szkolnej rutyny - szkoła, prace domowe (nie chce mi się!). Jeszcze przytłacza myśl, że należałoby uczyć się do matury. A w domu wieczory w pokoju. Przy książce, przy komputerze (w którym nie mam nic do robienia - internetu nie ma, jakoś nie mogę się zebrać żeby coś napisać), przy oknie. Czasami tak siedzę i przez okno wyglądam, co prawda nie mam jakiegoś wspaniałego widoku z niego (blok z naprzeciwka nie jest jakiś okazały), ale jest chociaż parę drzew. No i jest niebo, też można się pogapić.
Co do mojego zdrowia, to na chwilę obecną jestem lekko przeziębiony - mam katar, ciągle jest mi zimno. Bywa i tak. Pogoda sprzyja przeziębieniom. Co do zdrowia psychicznego - wiadomo, wiele się nie zmienia. Całkiem normalny nie jestem, a jakże. Trochę jak kobieta w ciąży - mam skoki nastojów. Ale kto nie ma?
Jeszcze wrócę do szkoły na chwilkę. Dzisiaj widzieliśmy się z naszym ex-wychowawcą panem Kuśmierczykiem. Mimo wszystko - szkoda trochę, że odszedł.
Pytanie o kierunek studiów powraca jak bumerang i coraz mniej miejsc mam żeby się przed nim ukryć. Atakuje z każdej strony, nauczyciele, rodzice, koledzy, nawet mój mózg się upomina. No i weź tu odpowiedz. Jak ja nie wiem. Nie ciągnie mnie jakoś bardzo na studia politechniczne, chemiczne czy coś w ten deseń. Co prawda jest co całkiem ciekawe (a przynajmniej niektóre działy) no i oczywiście to jest jakaś przyszłość - "będziesz kiedyś głową rodziny!" - jak to mawia pani Mazurkiewicz. Niby chcę zrobić jakieś dwa kierunki, zacząć na polibudzie i robić też coś na uniwersytecie. Bo ja chcę pisać. Ale nie tak dla siebie tylko - gazety i inne takie jak najbardziej. Do końca września mam widzieć co zdaję na maturze - ja chyba już wiem, ale może coś jeszcze muszę zdać, żeby na jakieś ciekawe studia się dostać? Eeeeee.
No i nic mi z tych rozmyślań nad klawiaturą nie wyszło. No, wyszedł dość pokaźny post na bloga. Chociaż tyle, aż tyle.
No i co, opublikowało się.
OdpowiedzUsuńGeny w człowieku się kołaczą, ale i wolność jest osiągalna. Siostra Immakulata Adamska (kongenialnie pisała o św. Teresie z Avila) powiedziała, że do czego człowiek jest powolany, to i jest do tego wyposażony, a jeśli pójdzie inną drogą, to musi sobie wszystko wymodlić. Tak, czy siak - jesteśmy skazani na sukces. Ale w świetle wiary sukces inaczej się objawia niż w tzw. świecie :-)
Fajnie, ze masz obok ciocię Marysię. Mozesz się poradzić, popytać, jakiś test psychologiczny rozwiązać. Ja w Ciebie wierzę. Wiem, że wybierzesz najlepszą (dla siebie) z dróg
OdpowiedzUsuń