poniedziałek, 28 marca 2011

moje El Dorado

Weekend w domu spędzony nigdy nie jest straconym. Co prawda nie posunąłem się w przygotowaniach do matury ani o centymetr (tak, w domu się nie uczę), ale za to troszkę odpocząłem i znów poczułem naturę blisko siebie. Wczoraj pograliśmy z chłopakami w piłkę (błotną), dzisiaj zrobiłem sobie mały spacer wszerz, wzdłuż i wzwyż. Wszerz i wzdłuż wiadomo, wzwyż - no cóż - nie mogłem sobie odmówić wejścia na kilka drzew. Raz spadłem do małego bajorka nawet, mocząc nogi, plecy, tyłek. Znów poczułem się jak za starych, dobrych czasów. Oczywiście pobawiłem się też z Remim, nie mógł bym tu być i nie poczochrać psa (bydlak przywlókł niedawno sarnę do domu, a jak do niego podejść to tylko leży na plecach i  robi głupie miny...). 


No i obejrzałem "Drogę do El Dorado" - bajkę, której mi brakowało na półce z podpisem "obejrzane". No i cóż, efekty widać na fb i blogu - Elton króluje :) Po pierwsze: utożsamiłem się bardzo z bohaterami "Drogi...", bo byli to typowi podróżnicy, może z nie do końca czystym sumieniem, ale jednak podróżnicy, dla których przygoda była ważniejsza niż pieniądze. To mi się bardzo spodobało. Poza tym, przyjaźń dwóch Hiszpanów, którzy wszystko robią razem, nie jest częstym motywem, tzn. nie przypominam sobie bajki o dwóch przyjaciołach (nie mówię tu o Bolku i Lolku). No i piosenka "Someday out of the blue" Eltona John jest cudna, taka... pobudzająca. Poruszająca wyobraźnię. I mimo, że może jest troszkę "bezpłciowa", jak to był stwierdził Mizin - jest taka radosna i aż chce się wyjść na zewnątrz i przeżyć coś szalonego. Czekam dlatego na mój rower - jak już go zdobędę, to będzie zabawa. 

No i słowa "I'll turn and I'll see you" tak ładnie brzmią i pasują do mojego odczucia, o którym już kiedyś pisałem, i które czasami jeszcze mnie ogarnia - czyli o odczuciu samotności. A ten tekst ma w sobie tyle nadziei, tyle radości (to powtórzenie jest celowe!). Tak więc nie rozstaję się dziś z Eltonem. A jutro wracam do Legionowa, nie mogę niestety zostać do środy. 

8 komentarzy:

  1. Nie wydawaj Remigiusza. On tylko przywlókł i zeżarł, co był we wnykach znalazł, bo to było bez łba i szyi, pewnie urwało się w linkach. Niestety.

    Coraz bardziej dociera do mnie, że wy chowaliście się na drzewach. Lato małpich ludzi, a my z matka stare małpiszony (może nie przeczyta tego komentarza) :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. No pięknie :) Nie chcę być zapamiętany tylko z "bezpłciowości", więc czuję, że napiszę coś więcej. Zacznę może od tego, że miałem na myśli brak stricte kobiecego adresata tej piosenki (co jest, Panie Eltonie, zrozumiałe), a nie jakiekolwiek inne jej cechy. Jest piękna, i - jak słusznie zauważyłeś - najlepsze jest to, że choć opowiada o samotności, jest jednak pełna radosnej, ciepłej nadziei. A nadzieja zawsze jest ważna, czy jesteśmy już po przejściach, czy też jest to dopiero początek naszej przygody.
    W "Drodze do Eldorado" ciekawe jest jeszcze jedno: jak można nauczyć się współistnieć, akceptując to wszystko, co nas różni. Przyjaźń (braterska?) ponad podziałami, ta, która zwycięża wszystko, która rośnie i pozwala rosnąć. Piękne.
    Ale i tak moją ulubioną piosenką jest "Bóg ciężki żywot ma"!

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak, małpiszonem tylko bywam. Ty bawisz sie z Remim, Zosia z kocurkami. Fajnie jest na wsi, no nie ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Dodaj komentarze do strony "szkoła", SVP,tyle wdzięczności mam dla Poniatówki, choćby za "byłego" przewodniczącego, jego przyjaciół i pedagoga(ów):-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mógłym podpisać "robak macierzysty" (tacierzyński?), bo weryfikacja obrazkowa pokazała mi "tworm".
    Życie to zabawa nie tylko biologiczna, duchowa, intelektualno-obywatelskaale, ale i literacko-kabaretowa, isn't?
    Ciekawe, jak teraz się zweryfikuję?

    OdpowiedzUsuń
  6. u Ciebie jest niebo a u mnie są chmury
    zobaczymy się w Wawce?

    OdpowiedzUsuń
  7. Oczywiście, kiedy pani będzie w stolicy?

    OdpowiedzUsuń
  8. na week-endzie, ze śpiewem na ustach ;)

    OdpowiedzUsuń