poniedziałek, 10 stycznia 2011

Gorce 2011

No więc nadszedł długi weekend, za który należy podziękować naszym politykom, co publicznie tutaj czynię: dziękuję. Wraz z długim weekendem nadszedł kolejny wyjazd w góry. Tym razem celem naszej podróży stały się Gorce.

Gorce to stosunkowo niewysokie góry, najwyższe szczyty nie przekraczają znacząco 1000 m n.p.m. Niewysokie, aczkolwiek piękne. Może nawet nie same Gorce, co widok na Tatry, który ze szczytu Lubania czy trasy na Turbacz jest po prostu przepiękny. No ale znów zaczynam od środka. Zacznijmy więc od wieczoru środowego.

O środzie należy wiedzieć tyle, że w środę wyjechaliśmy. Właściwie to nawet wyjechaliśmy już w czwartek, bo było po północy, ale ja nie uznaję północy jako początku nowego dnia, więc wyjechaliśmy w nocy ze środy na czwartek. A było ich 13...

Tak, było nas 13 osób, liczba, która powtarza się już kolejny raz, jako że coraz częściej jeździ nas z panem Marianem właśnie 13 osób. Tzn. 12 plus pan Marian. W Nowym Targu dołączył do nas Łukasz (zerknijcie do postu o Pieninach). W czwartek, po Mszy Św. i herbacie, ewentualnie kawie, u dziadków Łukasza, wyruszyliśmy na trasę. Co tu dużo gadać: pogoda była piękna i już na pierwszych podejściach mogliśmy podziwiać Tatry. Oczywiście w ruch poszły też "dupozjazdy". Po chilloutowej wędrówce dotarliśmy do miejsca naszego zamieszkania, czyli do Ochotnicy. Następnego dnia zaczęły się poważniejsze wędrówki.

Poważniejsze, czyli wyprawa na Turbacz, najwyższy szczyt Gorców (1310 m n.p.m.). Śniegu jeszcze dużo, pogoda ładna, kilka stopni Celsjusza na minusie. Tak się przedstawiała sytuacja. Wędrówka jak wędrówka, do momentu, gdy naszym oczom ukazały się Tatry. Skąpane w słońcu, zakryte w chmurach, wybijające się ponad mleczną mgłę, czerwono - pomarańczowe od zachodzącego słońca, błękitne, ośnieżone... Tatry pokazały kilka swoich oblicz. Właściwie za każdym razem, gdy na nie spojrzałem, widziałem coś innego. Raz widok ten przywodził na myśl mroczną krainę Mordoru, potem znów u stóp tych gór pojawiał się ocean światła, wytworzony przez słońce i mgłę, zalegającą nad okolicą, znów to były krańcem świata, za którym istnieje nieodkryta przez człowieka przepaść... Trudno to nawet opisać, więc napiszę tyle, że pobudzały wyobraźnię do działania. Moja działała non stop, a to, co wytwarzała niech zostanie w mojej głowie.

Na Turbaczu zrobiliśmy "Pająka", co jest już tradycją naszych wycieczek, po czym schodząc/zjeżdżając dotarliśmy w nocy do domu. Przemoczeni, zmęczeni i zadowoleni z siebie. Podróż w dół umilaliśmy sobie z Heleną, Natalią i Magdą dyskusją o piżmonach, odyńcach i borsukach, co zawsze jest ciekawe, szczególnie, gdy wtajemnicza się w sprawę tych fantastycznych stworzeń nowe osoby (pozdrowienia dla Natalii).

Kolejny dzień to Lubań. Kolejne, nowe oblicze Tatry, kolejne "dupozjazdy" (nawet po kamieniach, za co teraz mój lewy pośladek cierpi), kolejny "Pająk". No i odkryliśmy w Gorcach wiosnę, która przyszła niespodziewanie i nader gwałtownie.

Wieczorami umilaliśmy sobie czas grą w Jungle Speeda, Fasolki, czytaniem różnorakich książek (Iliada, Przedwiośnie, Rok 1984, podręcznik od fizyki, historii, Krótka historia prawie wszystkiego), każdy znalazł coś dla siebie, a jak nie to czytałem "Przedwiośnie" na głos, co by nam ludzie nie posnęli (efekt był odwrotny). Ale jestem z siebie dumy, bo czytając tę książkę na głos, zaciekawiłem nią Natalię - uczennicę pierwszej klasy Poniatówki. Czyż to nie piękne?

No i tak minął mi weekend. W super towarzystwie (jak zawsze na wycieczkach Marianowych), z super zabawą, z pięknymi widokami, z mokrymi rzeczami, ze wspaniałymi wędrówkami, z zabawnymi chwilami i z wielką radością, że mogę w tym wszystkim uczestniczyć.

3 komentarze:

  1. Jak ten PAN MARIAN z wami wytrzymuje?
    Czy wy już tworzycie, czy dopiero stworzycie, odłam znanego zakonu Marianów.pl ?

    W twoim opisie jest trochę kolorów i światła, ale brak mi jeszcze smaków i zapachów. No, niby w tej wiośnie coś tam można wyniuchać :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. W Mińsku o odyńcach krążą różnorakie historię, aż nie mogę uwierzyć, że zaczeło się tylko od czasu przebycia przez odyńca drogi z Mińska do Warszawy.

    OdpowiedzUsuń
  3. A przy okazji wiadomo już kiedy następny wyjazd?

    OdpowiedzUsuń