Mieszkanie z babcią bywa ciężkie, przekonałem się o tym na własnej skórze. Trudne jest wytrzymanie kilku godzin bez rozmowy z kimś, szczególnie wieczorem. Myślę, że ani ja, ani ciocia byśmy tego na dłuższą metę nie wytrzymali. Wydaje mi się, że tak trochę się uzupełniamy, ciocia pomaga mi normalnie funkcjonować, a ja pomagam cioci. Jak już pisałem w felietonie: krótka rozmowa może wiele. Mam tu żywy dowód. A i bardzo fajnie tak porozmawiać z kimś na różne tematy. Bardzo się z ciocią zżyliśmy, w końcu od roku mieszkamy razem. Przynajmniej takie są moje odczucia. Wszystko jak widać ma jakiś cel - widocznie to, że babcia się przewróciła ponad rok temu i uszkodziła rękę też było z góry zaplanowane i czemuś służyło.
niedziela, 31 stycznia 2010
Wieczorne rozmowy w kuchni
Ot, wyszedłem z pokoju. Wpadł na chwilkę Aldek. Jakoś zaczęliśmy rozmawiać z ciocią o nim i się zaczęło. Sytuacja na polskim rynku pracy, możliwości, a właściwie ich brak na pracę dla ludzi, nie ważne czy starych, czy młodych. No i jak zaczęliśmy rozmawiać to szybko nie skończyliśmy. Ciekawie podyskutowaliśmy o nowej modzie na huczne wesela, śluby, komunie, święte które nie są już komuniami, bo czy zabawa w małym pałacyku, nad jeziorem, w parku na 85 osób jest jeszcze przeżywaniem komunii, czy nie? O kremacji, z okazji pogrzebu znajomej cioci, która zostanie właśnie skremowana, o szkole, maturze, o Strachówce. A i o tym, że wracamy do "Zastaw się, a postaw się", co widać na każdym kroku, patrząc na otaczających nas ludzi. Chociażby mały kiedyś Chotomów, w tej chwili coś na wzór Piaseczna. Na każdym kroku widać, że jedni chcą być lepsi od drugich. Albo studniówki w hotelach, za 800 zł (za samo wejście, plus reszta wydatków...), to bogaci kierują teraz większością spraw. I to rodzi agresję i różne chore stosunki, bo jeśli mnie nie stać na to żeby iść na własną studniówkę, to robię tak żeby jednak było mnie stać. Różnie niestety z tym bywa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No, no, no. Samo życie. Dogoniło cię szybko.
OdpowiedzUsuńBył też pogrzeb śp profesora Zdzisława Przyjałkowskiego, ojca chrzestnego cioci Ani. Tworzyliśmy z nimi zrąb Rodziny Rodzin w Legionowie. Chodziłem z ich synem Krzyśkiem do szkoły podst. Mlodszy, Wojtek, namówił mnie na wyjazd do Taize. Został księdzem, Augustianinem. Żyje w Anglii. Odprawiał pogrzeby obojga rodziców. Samo życie. Ludzi wierzących!!
Dobrze, że dostrzegasz takie sprawy i piszesz. Pisz, pisz.
Bardzo mi się podoba to co napisałeś. Cieszę się, że potrafisz sam wlaściwie oceniać rzeczywistość
OdpowiedzUsuń