czwartek, 26 sierpnia 2010

Co za noc...

Długo nie mogłem spać. Może to przez komary, może przez nowe miejsce (spałem pod iglakami w ogródku), może przez księżyc, który świecił bardzo mocno, rozświetlając okolicę. Ale myślę, że powód był inny. Ten sam.

Noc była piękna. Księżyc chyba w pełni, gwiazdy wysoko na niebie, co jakiś czas jakaś perseida zostawiała jasną smugę. Z poziomu ziemi, patrząc na wszystko przez wysoką trawę, okolica była po prostu piękna. Stary drewniany dom, otoczony przez mgłę, na tle wysokich drzew, oświetlony jedynie przez księżyc o drugiej w nocy, był niesamowity. Nawet Remi do mnie przyszedł, położył się tam gdzie miałem głowę, i zaczął wiercić się, tylko żebym go pogłaskał. No to poleżeliśmy tak razem, przytuleni do siebie. Potem Remi zaczął robić za poduszkę, po czym usiadł obok i tak siedział jakiś czas. Kochany pies.

W końcu zasnąłem. I spałem spokojnie. Mimo wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz