A weekend spędziłem w Bodzanowie, u kolegi z klasy. Wybierałem się tam już od dłuższego czasu, no i w końcu udało się dojechać. Co tu dużo pisać - super było i tyle. Razem ze Stachem, Zdunkiem, gospodarzem - Lewym i jego dwoma kumplami - Przemem i Rzadkim, bawiliśmy się, rozmawialiśmy, pływaliśmy, graliśmy w koszykówkę/piłkę nożną, słuchaliśmy muzyki i mnóstwo innych różnych rzeczy. Jak to dobrze mieć otwartych na świat kolegów.
"-Zdunek, jedziemy na weekend do Bodzanowa?
- jasne, bez problemu."
"Stachu, jedziesz też?
- No jasne."
No i tak wylądowaliśmy w Bodzanowie, a właściwie Bodzanowie i Krawieczynie. Miejsce super, cisza, spokój, jeziorko-bajorko, drzewa. Żyć, nie umierać. Poruszaliśmy się motorami, co było oczywiście dodatkową atrakcją:)
Wróciłem do domu na bosaka. Bez butów, skarpetek, klapek. Poczułem się jak pan Cejrowski. Po stolicy też oczywiście przechadzałem się na bosaka. Z torbą na ramieniu wracałem do domu. Mogłem poczuć się jak jakiś hipis, wolny. Codziennie gdzie indziej, marzy mi się taka podróż z plecakiem jak kiedyś tata, autostopem. Bardzo fajnie mogłem się poczuć siedząc pod latarnią obok Jadowa, podśpiewując sobie Marysiańkę i patrząc na swoje brudne stopy. Super.
Dzięki Lewy, wpadamy jeszcze pod koniec wakacji!
Wariat, no wariat :)
OdpowiedzUsuńZa taką wolność, takie życie, też się płaci cenę. Szanowani są ci, co robią biznesy, budują domy, mają jedno/dwoje dzieci, robią rodzinne grille itd.
Zajrzyj do ks. Dłutowskiego (rzeźbiarskie nazwisko?) i szykuj rower! Hey ;-)
Bravo Lazarz for having a positive and healthy outlook on life and for not being afraid to experience everything around you. It's quite an accomplishment for someone so young.
OdpowiedzUsuńA fan.