czwartek, 6 maja 2010

Zwariowane gospodarstwo

Przez ostatnie 3 dni byłem w Sosnowym - gospodarstwie na Kurpiach. Razem ze Stachem, Michałem i Moniką przyjechaliśmy tam we wtorek. Stachu i Monika po raz pierwszy, ja i Michał już tam bywaliśmy. To jest miejsce gdzie można odpocząć... umysłowo. O odpoczynku fizycznym nie ma mowy - jak to na wsi - zawsze jest coś do zrobienia. We wtorek zrobiliśmy łatwiejszą cześć roboty, czyli ogrodzenie, które miało chronić owies przed końmi. I tyle na wtorek, wieczorem wspólna gra w 'Fasolki' i, a jakże, 'Super Farmera' razem z Adą (córka gospodarzy), przy herbacie (dużej ilości herbaty). I tak potrafiliśmy do północy i dłużej. Każdego wieczoru. W środę przeszliśmy do mniej wesołej części pracy, czyli do czyszczenia boksów kóz. Po prostu wywalaliśmy gnój. Jednak nawet przy takiej robocie było fajnie i miło, na tyle ile może być miło w odchodach zwierząt :-) Jeszcze przed obiadem weszliśmy na konie. Dojechała Kasia i zrobiło się nas sześcioro. Jazda konno jest męcząca, ale i przyjemna. Ja nigdy nie przepadałem za tą formą rekreacji, bo po prostu: a) nie umiem jeździć dobrze, b) zawsze mam kłopot z ubraniem konia, c) po pracy przy gnoju odechciewa się wszystkiego. Poza tym, że prawie udusiłem Bisa, za mocno zapinając mu popręg, wszystko było w porządku. Nawet szef (gospodarz - pan Marek) mnie chwalił, więc było całkiem dobrze. We troje (z Adą i Kasią) nawet galopowaliśmy, co dla dziewczyn nie jest wyczynem, jednak jak dla mnie to jest sukces niewątpliwy. I tak jeździliśmy dość długo, wystarczająco długo, żeby poczuć wszystkie możliwe mięśnie w nogach i pośladkach, o których nigdy nie miałem pojęcia, że istnieją. Po obiedzie cześć dalsza atrakcji pod tytułem "gnój". A wieczorem oczywiście partyjka 'Fasolek'. W czwartek rano wyjechali Michał i Monika, a ja ze Stachem przenieśliśmy się od boksów koni, gdzie kontynuowaliśmy naszą pracę w "makaronie". O 17 wszyscy odjechaliśmy z Ostrołęki do Warszawy.
A czemu zwariowane gospodarstwo? Wystarczy spojrzeć na zwariowane zwierzęta, które tam mieszkają. Kury, które spędzają całą noc na drzewie, koguty, które pieją wieczorami, owca o imieniu Agnieszka, która myśli, że jest psem. Do tego kochane psy i Nuka, suczka o niespożytych możliwościach ruchowych. Zwierząt jest tam jeszcze dużo więcej, to tylko przykłady. Miedzy innymi dlatego Sosnowe to wspaniałe miejsce, do którego chce się wracać. Nawet wywalanie gnoju ma tam swój urok.

2 komentarze:

  1. Cieszę się, że poznałeś pracę przy "makaronie", zrozumiesz moje zmęczenie 2 maja 1981 roku :->

    OdpowiedzUsuń
  2. Poznałem już dawno temu, podczas mojej pierwszej wizyty w Sosnowym. Teraz to ja weteran jestem:-) A co Ty robiłeś 2 maja 1981roku i jak to pamiętasz????

    OdpowiedzUsuń