niedziela, 17 stycznia 2010
Miło mi minął weekend. Zaczął się w piątek, od kina z kolegami. Sherlock Holmes, bardzo fajny film. Jeszcze tego samego dnia Michał poinformował mnie, że "jest fucha w fundacji." Trzeba było zrobić zdjęcie do promocji akcji oddawania jednego % z podatku, na rzecz fundacji. W sesji robiłem jako kreska w %. Niezła fucha, serio. A i obiad razem zjedliśmy, znakomity rosół zrobiony przez Justynę. Potem pojechałem zapisać się do dzisiejszego biegu chomiczówki. No i dzisiaj sam bieg. Trochę się bałem, nie wiedziałem jak z formą i czy wytrzymam 15 kilometrów (taki dystans biegłem po raz pierwszy). Moje obawy szybko się rozwiały, wystartowaliśmy razem z panem Pawłem. Po kilku kilometrach poczułem, że jednak mogę i śmiało biegłem przed siebie. Dokuczał mi jedynie ból w kostkach i stopach, najprawdopodobniej przez złe buty. Ale kondycyjnie wytrzymywałem znakomicie, przyśpieszyłem ostatnie 4 kilometry i na metę wbiegłem z niezłym tempem, które udało mi się przez te 4 kilometry utrzymać, z czego jestem bardzo zadowolony. Potem odwiedziłem babcię Zosię i zostałem u niej do siódmej. Bardzo miło, ciepło, wygodnie, przyjemnie. W międzyczasie zdążyłem pójść do kościoła, gdzie mój organizm wysiadł i zasnąłem na kazaniu. Mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone;-) Teraz muszę powtórzyc geografię, bo jutro sprawdzian...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz